Kolejowa Łódź – na Europejskim dnie

Tomasz Bużałek

Przyzwyczajeni do oferty, jaką proponuje Łodzi PKP, na kolejne zmiany rozkładu Łodzianie przystają niemal ze spokojem. Kolej ma tu taką renomę, że korzysta z niej wyłącznie ten, kto innego wyjścia nie ma. Gdy jednak porównamy sytuację Łodzi z innymi miastami w Polsce i Europie – włos jeży się na głowie. Spośród grupy dużych aglomeracj, a więc liczących sobie milion i więcej mieszkańców w państwach należących do Unii Europejskiej wypadamy, choć wstyd się przyznać, najgorzej.


To, co w całej Europie stanowi codzienność – w łódzkiem urasta do miana legendy. Szybki pociąg „Pendolino”.
 

W rozkładzie jazdy na rok 2007 dla Łodzi widnieje 81 połączeń wliczając w to pociągi sezonowe, nawet jeśli kursują raptem kilka dni w roku. Dla porównania tylko między godziną 6.00 a 7.00 rano z Helsinek odjeżdżają 62 pociągi, z Birmingham - 36, z Frankfurtu nad Menem – około 120 (z czego „tylko” 36 to pociągi dalekobieżne i w dalszych relacjach regionalnych), z Czeskiej Pragi – 24. Przepaść jest widoczna już na pierwszy rzut oka. Względem niektórych miast mniejsza, względem innych – gigantyczna. Co prawda pod względem liczby połączeń nieznacznie wyprzedzamy nieliczne wyjątkowo peryferyjnie położone aglomeracje o słabo rozwiniętej sieci kolejowej (Ateny, Saloniki), ale nawet w stosunku do nich – i tak tracimy pod względem czasu jazdy i komfortu podróży.

W tak określonej grupie europejskich miast Łódź jest JEDYNYM całkowicie pozbawionym pociągów kwalifikowanych – gwarantujących wyższą prędkość i komfort podróżowania. Nie ma absolutnie żadnego innego miasta, pozbawionego kompletnie połączeń o wyższej randze i niemal zawsze pociągi kwalifikowane stanowią istotny odsetek wszystkich połączeń – nie ma więc także mowy o miastach, które miałyby np. jedno takie połączenie. Jesteśmy też sporym ewenementem pod względem połączeń międzynarodowych – choć miasta nie posiadające takowych zdarzają się (Sewilla, Ateny, Dublin), to z reguły jest to skutek izolacji – czy to innym rozstawem szyn – czy też poprzez peryferyjne i górzyste położenie, czy też w końcu położeniem, jak Dublin, na wyspie. Łódź jednak leży, jak się na każdym kroku podkreśla, w tranzytowym położeniu nawet w skali Europy. Miasto znajduje się w centrum nizinnego kraju o około 300 kilometrów od jego granic. Mimo to – pociągów międzynarodowych nie posiada i nic nie zapowiada szybkiej zmiany tego stanu.

Nawet w Polsce Łódź pozostaje sporym ewenementem. W skali Polski Łódź jest największym miastem pozbawionym połączeń międzynarodowych – posiadają takowe znacznie mniejsze ośrodki i wszystkie miasta wojewódzkie z wyjątkiem Kielc, Gorzowa Wielkopolskiego i Olsztyna. Podobnie połączeń kwalifikowanych spośród miast wojewódzkich nie odnajdziemy jedynie w Olsztynie, Białymstoku, Bydgoszczy i Gorzowie Wielkopolskim – i Łodzi oczywiście.

Prawdziwym ewenementem w skali tak kraju, jak i chyba całej Europy (a więc wliczając w to także kraje spoza UE) jest linia Łódź – Kutno. Liczący 68 kilometrów odcinek linii z Gdyni na Śląsk o potencjale ludnościowym wyższym niż trasa przez Warszawę, biegnącej wzdłuż międzynarodowej drogi E75 i przyszłej autostrady A1 pociągi pokonają w 2007 roku w około 2 godziny. Daje to średnią prędkość na poziomie nieznacznie wyższym od 30 km/h i budzi skojarzenia raczej z pojazdem dwukołowym – niż z koleją w początkach XXI wieku. Jakiej zaciętości i ślepoty choćby na najzwyklejsze korzyści ekonomiczne płynące z utrzymania takiego połączenia trzeba Polskim Kolejom Państwowym, aby doprowadzić do aż takiej zapaści linię o jednym z najwyższych w kraju potencjałów? Jakiej przenikliwości i zmysłu marketingowego potrzeba, by systematycznie od kilkunastu lat rezygnować nawet z bieżącego utrzymania na trasie obsługującej drugie pod względem liczby ludności miasto – tego chyba nikt nie jest w stanie pojąć.

Spośród aglomeracji o porównywalnej wielkości w całej Unii Europejskiej Łódź, pod względem dostępności za pomocą kolei, pozostaje na samym dnie. Podczas gdy w całej Europie intensywnie rozwija się transport kolejowy wyjazd z Łodzi w każdym z kierunków trwa dłużej niż jeszcze 10 - 15 lat temu. Najwyższy czas, aby Łodzianie zrozumieli w jak złej sytuacji znajduje się ich miasto. Bez tego ciężko liczyć na przełom, skoro PKP traktuje Łódź jak przedmieście Warszawy i pozostaje głuche na potrzeby miasta. To zaś dla zrównoważonego, dynamicznego rozwoju wymaga czegoś więcej niż remont trasy do stolicy, który zakończy się dopiero w 2012 roku i być może już trzy lata wcześniej pozwoli wyrównać rekordowy czas przejazdu z Łodzi do Warszawy osiągnięty w... 1938 roku.



| Aktualności | Stowarzyszenie | Projekty | Publikacje | Inwestycje | Technika | Historia |
 
© IPT-2005 - Łódzka Inicjatywa na Rzecz Przyjaznego Transportu (Ostatnia aktualizacja 2006-11-22)